Edward Norton ewidentnie walczy tu o nagrody. Obsadza się sam w roli gościa chorego na Touretta zdając sobie sprawę ze potrafi tak grać (Lęk Pierwotny, Rozgrywka). Niestety scenariusz jest słaby i kompletnie nie wciąga a widz przez większość seansu zastanawia się o co chodzi. Już pierwsza scena z Brucem Willisem nie wróży nic dobrego. Jakoś tak mdło i nijako.
Nie wyszło.
Na duży plus Jazzowa muzyka i plenery Nowego Jorku.