Do tego filmu mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest kolorystycznie i technicznie bardzo sztuczny (a jednak pochlonal 30mln dol), jednak rezyser operuje tymi cukierkowymi efektami w taki spojny sposob, ze wyraznie daje do zrozumienia, iz to wszystko jest zamierzone i czescia konwencji.
Sama fabula chwilami intersujaca z grubsza rowniez wydaje sie bardzo cukierkowa, a wszystko znajduje swoje apogeum na samym koncu, ktory staje sie krolem kiczu. Ale mimo wszystko nawet wtedy nie poczulem do tego filmu niecheci.
Rezyser w tak sprawny sposob poukladal wszystkie elementy tego filmu, ze podczas ogladania naprawde nie nudzi, nie nudzi choc fabula jest naprawde przewidywalna.
Trzeba zaznaczyc, ze muzyka Toma Waitsa idealnie buduje klimat tego filmu, bez niej bylby duzo slabszy!
Myślę, że miał być 'sztuczny' i kiczowaty :o)
Poza tym to nie dzieje się w Los Angeles, tylko w Las Vegas...
Przyznam, że dla mnie ten film częściowo wygląda jak sztuka w teatrze. Nie, nie uważam, że teatr to kicz, ale niejako o sposób jego nakręcenia, grę aktorską, no i ostatecznie - został on w całości nakręcony w studiu. I dlatego zastanawiam się, czy nie był to efekt zamierzony przez reżysera. Każdy dobrze widział, jak cienie odbijały się na scenografii, jak światło lamp padało na "namalowane niebo" itp., podobnie przelatujący nieruchomy samolot. Możnaby się też doszukiwać wielu niespójności w fabule, czepiać się zbyt krótkiego czasu akcji itp, ale nie w tym rzecz - po tym wszystkim; przewidywalności i sztampowości scenariusza jest coś w tym filmie. Nie wiem, być może tak już miał zostać nakręcony, wielu ludzi z pewnością nie wie, że film taki istnieje.
Warto jednak obejrzeć go dla samej muzyki. Tom Waits i Crystal Gale zaśpiewali kawał dobrej muzyki :) - kawał dobrego jazzu.
Tak naprawdę poznałem całą ścieżkę jeszcze przed obejrzeniem filmu i to mnie właśnie skłoniło do zwrócenia nań uwagi.
Pozdrawiam